Powojenna Złotoryja miała swoją gazownię. Była własnością miasta i wchodziła w skład zakładu komunalnego, którym kierował od lipca 1946 r. Aleksander Pawłowski.

Tam, gdzie dzisiaj jest Biedronka przy ul. Legnickiej, stały potężne zbiorniki, w których gromadzono wytwarzany na miejscu gaz z węgla. Węgiel zaś wożono furmankami ze stacji kolejowej. Aby sprostać zapotrzebowaniu na gaz, który używany był również do oświetlania miasta specjalnymi latarniami, potrzeba było dużo węgla.

Około roku 50. miasto zakupiło ciągnik za pieniądze otrzymane od Rosjan…

Pracownicy złotoryjskiej komunalki około 1950 r. W drugim rzędzie drugi od lewej prawdopodobnie Aleksander Pawłowski.

Po wojnie w Złotoryi stacjonowało wojsko sowieckie. Dowództwo znajdowało się w obecnej komendzie Policji, tam też znajdowała się brama do całego kwartału, który zajmowali Sowieci. Kwartał był zaopatrywany w energię elektryczną i wodę, ale Rosjanie nie chcieli za to płacić miastu. Dlatego pewnego dnia odcięto dopływ prądu i wody i zamontowano liczniki. Energię i wodę szybko przywrócono, wystawiono jednak dosyć pokaźny rachunek za dotychczas zużyte media.

1948? – pracownicy komunalki (elektrycy?) na terenie gazowni – pierwszy od lewej stoi prawdopodobnie kierownik A. Pawłowski.

Wybuchła afera, a komendant miasta odgrażał się, że ustrzeli na ulicy kierownika komunalki. Sprawę jakoś załągodzono, a po kilku miesiącach z dowództwa w Legnicy przyszedł przelew za wystawiony rachunek. Przelew by na tyle pokaźny, że miasto nabyło ciągnik, którym od tej pory, zamisat furmankami wożono węgiel do gazowni.

Robert Pawłowski