Najpiękniejsza wśród kibiców

1Piękne, duże brązowe oczy i ujmujący uśmiech nie pozwalają przejść obojętnie obok pewnej licealistki, zwłaszcza odkąd zrobiło się wokół niej trochę zamieszania. Renata Kimel, bo o niej mowa, jest uczennicą III klasy Liceum Wojskowego w złotoryjskim Zespole Szkół Zawodowych i od jakiegoś czasu (dokładnie od grudnia ubiegłego roku), szczęśliwą Miss Zagłębia Lubin – ukochanego klubu, któremu kibicuje już od wielu lat.

 

Danuta KubiczReniu, dotąd znałam Cię jako uczennicę, która siedząc najczęściej w drugiej ławce na lekcjach geografii, z większą lub mniejszą uwagą brała w nich udział. Teraz siedzi przede mną, wybrana ok.750 głosami internautów, Miss Zagłębia Lubin. Jak doszło do tego, że na głowę włożono Ci koronę i stałaś się ważną personą w piłkarskim światku?

Renata Kimel – Wzięłam udział w internetowym konkursie zorganizowanym przez klub Zagłębia Lubin. Liczyła się w nim wiedza o klubie, o drużynie piłkarskiej, uroda nie była tu najważniejsza, raczej osobowość i zaangażowanie sportowe. Moi znajomi uznali, że ja jestem dość ciekawą osobą, że mam, hm…bogate wnętrze.

D.K. – Właśnie, jacy to byli znajomi? Kto namówił Cię do zgłoszenia się do konkursu?

R.K. – Koledzy ze szkoły oraz z tzw. „podwórka”… Wiadomo, chodzę przecież na różne zajęcia dodatkowe, spotkania, biorę udział w zawodach sportowych, więc mam masę znajomych. I każdy, kto mnie trochę lepiej zna, i jest mi życzliwy, próbował mnie w jakiś sposób zareklamować na stronie internetowej konkursu.

D.K. – Jak się dowiedziałaś o możliwości rywalizacji?

R.K. – Rzecznik prasowy Zagłębia Lubin umieścił informację na stronie internetowej klubu, że jest organizowany taki konkurs. Ja, co prawda, nie byłam nim na początku zainteresowana, nie miałam zamiaru wystąpić w roli ubiegającej się o tytuł Miss, nie chciałam wręcz nawet o tym myśleć. „Nie, to jest dla mnie śmieszne jakieś, nie będę sobie robić wstydu”- tak sądziłam na początku. Ale od czego ma się kolegów! Jeden z nich doprowadził do tego, że się z nim założyłam i, aby zakładu nie przegrać, zgłosiłam swoja kandydaturę. On mnie po prostu podpuścił, ale jak się powiedziało: „a”, to trzeba było iść za ciosem… No i poszłam! Chociaż cały czas towarzyszyły mi wątpliwości i niepewność, czy dobrze robię. Ale wtedy przypominałam sobie: „Reniu, założyłaś się, a to zobowiązuje… Przegrasz zakład? Nie!”

Po dwóch tygodniach okazało się, że dostałam się do finałowej jedenastki dziewcząt. Miałyśmy okazję skorzystać z usług salonu piękności, gdzie nas uczesano, zrobiono nam profesjonalny makijaż i zaproszono do sesji zdjęciowej, która odbyła się na stadionie Zagłębia Lubin. Zdjęcia umieszczono w Internecie i zainteresowane osoby mogły głosować na wybraną kandydatkę. Do ścisłego finału zakwalifikowały się trzy dziewczyny i wtedy zaczęła się końcowa rywalizacja. Koledzy rozwiesili moje zdjęcia w szkole z prośbą o nadsyłanie głosów, namawiali znajomych i bliskich. I…udało się ! Wygrałam! Byłam zaskoczona, długo nie mogłam w to uwierzyć, później dopiero przyszedł czas na radość.

1

D.K. – Jaki pomysł mają organizatorzy konkursu na wykorzystanie Twojej osoby i wizerunku w promowaniu klubu?

R.K. – Z tego co wiem, w kilku już klubach piłkarskich wybrano podobne Miss, a nasz lubiński plasuje się na sportowej „wyższej półce”, więc czemu nie miałby posiadać także swojego „ambasadora piękności’? Wprawdzie to już nie pierwsza liga, ale wciąż dobra piłka! Myślę, że ma to również zachęcić kibiców do jeszcze liczniejszego chodzenia na mecze, w tym zwłaszcza kobiety. Zapraszam więc panie!

Wracając do pytania… Jako Miss Zagłębia Lubin mam brać udział w różnych akcjach i imprezach sportowych, ponoć jestem otwarta, potrafię się wypowiadać, nie stresuję się wywiadami, kamera mnie nie deprymuje…

D.K – Skąd u Ciebie taka pasja i zainteresowanie piłką nożną?

R.K. – Od dziecka interesuję się sportem. Gdy byłam w szkole podstawowej, chodziłam z tatą na mecze piłki nożnej. Już wtedy poznałam pierwsze pieśni kibiców Zagłębia Lubin i tę niepowtarzalną atmosferę sportowej rywalizacji.

2

D.K. – A teraz już nie tylko sama chodzisz na mecze, ale „ciągniesz” ze sobą innych, tak?

R.K. – Rzeczywiście. Ostatnio na przykład koledzy z mojej klasy pojechali ze mną i tak głośno krzyczeli z trybun, że ja stojąc na środku, na murawie, w czasie gdy zakładano mi koronkę Miss na głowę, słyszałam ich doskonale i tak się wzruszyłam, że aż łza mi się zakręciła w oku…

D.K. – No właśnie, koronę oficjalnie otrzymałaś na początku grudnia podczas przerwy w meczu lubińskiej drużyny z Legią Warszawa. Zimno trochę było, prawda?

R.K. – Kto by tam zwracał na to uwagę! Emocje nas rozgrzewały i nie czułyśmy z dziewczynami zimna. Wybiegłyśmy najpierw na stadion w koszulkach piłkarzy, później, w czasie koronacji, już byłyśmy ubrane cieplej.

D. K. – Czy sama też uprawiasz jakiś sport?

3

R.K. – Gram w piłkę nożną, w piłkę ręczną, trenuję lekkoatletykę.

D.K.. – Czy myślałaś kiedyś o tym, jak by to było mieć męża piłkarza?

R. K. – Nie chciałabym. To się wiąże z różnymi problemami. Gdy piłkarz nie spełnia nadziei pokładanych w nim przez kibiców, często jest przez nich obrażany, czy to w czasie meczu,
na stadionie, czy później np. na forach internetowych. To by mnie bolało. Nie lubiłabym też chyba braku prywatności przy jakichkolwiek wspólnych wyjściach. Ciągłe prośby o autografy, podglądanie, ukradkowe spojrzenia, zdjęcia, ciągła obserwacja… Nie, nie chciałabym.

D.K. – Czy mając do wyboru pójście na mecz piłki nożnej czy na przykład na dyskotekę, czy do kręgielni lub do pubu, wybierasz stadion?

R.K. – Wybieram stadion. Bo tam są zdecydowanie lepsze emocje.

D. K. – Co należy do obowiązkowego „ekwipunku” prawdziwego kibica?

R.K. – Na pewno szalik i koszulka. No i oczywiście chęć do walki. Kibic idąc na mecz, kibicując, po prostu walczy, dopinguje piłkarzy, wznosi okrzyki, śpiewa… Wraca się potem ze zdartym gardłem, oj boli gardło, boli… Ale jaka satysfakcja, jeśli mecz był dobry i piłkarze nie zawiedli!

D.K. – Na stałe mieszkasz w Lubinie. W tygodniu, w czasie nauki szkolnej, Twoim domem jest internat. Jak sobie radzisz z dala od rodziców, przyjaciół i najbliższych? Nie tęsknisz?

R.K. – No cóż, często sama muszę rozwiązać jakiś problem nie czekając na wizytę w domu gdzie pewnie lepiej by mi doradzono. Pod tym względem moje rodzeństwo ma łatwiej.
Z drugiej jednak strony nauczyłam się tu samodzielności i pewnej niezależności życiowej.
W weekendy pracuję, zarabiam już jakieś niewielkie pieniądze. Na bal studniówkowy
na przykład sama sobie zarobiłam i to jest dla mnie budujące.

4

D.K. – A Twoi rodzice nie byli zaskoczeni wyborem szkoły? Faktem, że wyjeżdżasz, wprawdzie niedaleko, ale jednak będziesz w domu gościem i nie będą Cię mieli na wyciągnięcie ręki?

R.K.- Nie mieli większych zastrzeżeń, choć rzeczywiście na początku nieco byli zaskoczeni
i zaniepokojeni. Tato mówił: „Reniu, do takiej szkoły? Wojskowej klasy? Dlaczego?” Ale moim marzeniem od dawna, właściwie od dziecka, jest praca w służbach mundurowych. Chciałabym pracować w policji. Dlatego stwierdziłam, że klasa o profilu wojskowym to będzie pierwszy krok do spełnienia tego dziecięcego marzenia i dobry kierunek w stronę mojej przyszłej drogi zawodowej.

D.K. – Jesteś w trzeciej klasie liceum, więc już niedługo będziesz mogła skonkretyzować swoje plany. Jeszcze tylko zdać maturę i…

R.K. – Zgłaszam się do komendy powiatowej policji, gdzie składam stosowne dokumenty potrzebne do rekrutacji. Jeśli się dostanę, proszę komendanta o możliwość podjęcia studiów
i po uzyskaniu jego zgody, jako pracownik, zostaję delegowana na studia dzienne. Taki jest mój najbliższy plan. Ale najpierw muszę zdać kilka ważnych egzaminów: sprawnościowych
i wiedzowych, aby się do pracy w policji dostać Konieczna też będzie rozmowa
z psychologiem, który oceni moje predyspozycje do wybranego zawodu. Nie będzie to łatwe.

D.K. – Kolega, który na stronach internetowych zachęcał do głosowania na Twoją kandydaturę, napisał o Tobie, że oprócz tego, iż jesteś piękną kobietą, masz także złote serce. Powiedz coś o Twojej pomocy innym.

R.K. – Uczniowie Liceum Wojskowego rzeczywiście włączają się w różne akcje charytatywne, stąd ja też chętnie w nich uczestniczę. Organizowaliśmy świąteczne paczki dla najuboższych, pomagamy odrabiać lekcje dzieciom w świetlicy parafialnej, odwiedzamy przedszkola opowiadając o pracy ratowników medycznych, organizujemy pokazy udzielania pierwszej pomocy. Trochę tego już było… Siłą napędową są nasze obozy wojskowe, podczas których walczymy ze swoimi słabościami i fizycznym zmęczeniem. Ile to razy mając łzy
w oczach, zaciskałam zęby i brnąc w błocie, czy biegnąc w deszczu, czołgając się, czy wspinając, udowadniałam sobie, że dam radę i się nie poddam. Tak, obozy to były ciężkie sprawdziany różnych umiejętności radzenia sobie i w terenie, i ze swoją psychiką,
i słabościami ciała. A potem jaka satysfakcja! “Dałam radę. Nie poddałam się. Przeszłam
z powodzeniem trudne szkolenie”.

Te doświadczenia przydają mi się teraz, gdy czuję, że nie wszystkim podoba się moja wygrana. Wiem, że będę teraz poddawana ocenie i często krytyce, więc muszę być silna, by to udźwignąć, albo spróbować nie przejmować się niepochlebnymi opiniami.

D.K. – Kto nauczył Cię Reniu takiego optymistycznego spojrzenia na świat? Skąd bierze się Twój uśmiech i radosne usposobienie?

R. K. – Wydaje mi się, że to wszystko zasługa moich rodziców. Zawsze mi mówili, że kiedy będę miała jakieś nieprzyjemne sytuacje, to żebym się starała do nich podchodzić z uśmiechem, z pozytywnym nastawieniem, bo przecież zawsze może być gorzej, prawda?

D.K. – Renia za dziesięć lat to kto?

R.K. – Komendant policji oczywiście!

D.K. – Czyli jednak kusi Cię mundur! Tego Ci więc szczerze życzę, ale najpierw udanej zabawy studniówkowej z obowiązkowym polonezem w pierwszej parze, a później zdanej na 100 % matury!

R. K. – Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć.

D.K. – A ja Ci dziękuje za rozmowę.

 Z Miss Zagłębia Lubin rozmawiała  Danuta Kubicz